czwartek, 30 marca 2023

Nowoczesne pszczelarstwo - „Nadsamce’' prof. 'Woyke

Prof. Woyke nie dawał za wygraną. Postanowił sam wyhodować trutnie diploidalne. Wprawdzie z 700 larw udało mu się uzyskać zaledwie 3 żywe samce, ale były one słabe i niemrawe. Mimo to pierwszy raz na świecie powstał zupełnie nowy typ trutnia. Profesor powtarzał więc te eksperymenty i badał wyniki hodowli. Nowy typ trutnia miał podwójny garnitur chromosomów, a więc był niejako „nadsamcem”. Wreszcie też odkryto, że larwy trutni diploidalnych wydzielają substancję „kanibalizmu”, która jest przyczyną zjadania ich przez pszczoły. Coś ala kamikadze. Ale skóra larw tę samobójczą substancję wydziela tylko w tym pierwszym dniu po wylęgnięciu się z jajeczka. Chroniąc więc owe larwy przez ten niebezpieczny okres można zapewnić im dalszy żywot, a przede wszystkim dalszy ich wychów przez pszczoły. Ale jakież pełne niespodzianek i rozczarowań jest życie badacza. Okazało się, że choć nowe trutnie mają okazałe narządy kopulacyjne, to jądra maleńkie. Podczas gdy zwykły samiec produkował 10 - 11 milionów plemników, to supersamiec 1,5 miliona. Do tego wszystkiego Profesor spotykał się jak dawniej Dzierżoń z niewiarą w swoje osiągnięcia. Ale czy prawdziwego naukowca odkrywcę mogą takie rzeczy zniechęcić? Profesor Woyke marzył: co by to było, gdyby udało się wyhodować od unasienionej nadsamcem matki potomstwo o potrójnej liczbie chromosomów?! Więc dalej, drogą selekcji i krzyżówek, starał się usunąć tę jedną, niekorzystną cechę. Przecież w Brazylii pszczoły afrykańskie mają wystarczająco duże jądra. Nadają się więc do „poprawienia” jego trutni. Do Brazylii 26 rojów pszczół afrykańskich sprowadził w 1956 r. prof. Warwick Kerr genetyk, który chciał skrzyżować je z pszczołami miejscowymi, pochodzenia europejskiego. Afrykańskie pszczoły są nadzwyczaj pracowite, nieraz oblatują kwiaty i nocą, i w deszcz, ale też słyną ze złośliwości i agresywności. Może właśnie dzięki tym cechom uchowały się w Afryce, broniąc użądleniami i masowym atakiem swojego dobytku. Profesor Kerr wiedział o tym dobrze. Ale inni pszczelarze nie. I znalazł się ktoś, kto „nie mógł patrzeć'' co później zeznał jak profesor Kerr poogradzał swoje pszczoły specjalnymi siatkami, kratami oraz innymi zabezpieczeniami, i... wypuścił wszystkie 26 rojów. Z pomocą policji udało się wyłapać 6, ale reszta stała się... początkiem nieszczęść Brazylii. Pszczoły afrykańskie poczuły się w tym kraju wyjątkowo dobrze, I tak jak kiedyś króliki w Australii rozmnażały się w zawrotnym tempie. Dość powiedzieć, że w ciągu roku jeden rój afrykanek wydaje ok. 20 nowych pni i więcej, a te rzecz jasna mnożą się dalej. Brazylię więc szybko „zalała” lawina tych żądlących owadów. Gnieżdżą się wszędzie na wsi i w miastach: na drzewach, krzewach, strychach domów, załamkach murów i skał. Odbywają wędrówki po 300 km rocznie, m. in. także i ku północy. W dodatku rabują miód pszczołom europejskim, najczęściej napadając nocą na ich ule. Przy okazji krzyżują się z nimi, ale to nie osłabia ekspansji „afrykanek” . Stany Zjednoczone poczuły się zagrożone i wyasygnowały środki na powstrzymanie tej inwazji. Próby jak dotąd okazały się niezbyt skuteczne. A profesora Woyke zaproszono do Brazylii, gdzie prowadził swoje badania. Następnie „sprowadził” afrykańskie pszczoły do Polski. Ale, nauczony doświadczeniem prof. Kerra, strzegł ich „jak oka w głowie”. Zresztą uważa, że ta rasa pszczół nie miałaby w naturalnych warunkach polskiego klimatu szans przezimowania, gdyż jest u nas za zimno. Ale najważniejsze krzyżowanie naszych pszczół z afrykańskimi nie daje pozytywnych rezultatów, jądra trutni nie powiększają się. Więc dalej się pracuje nad krzyżówkami, aby otrzymać okazy o zwiększonej produkcyjności „potrójną” pszczołę! Pracowitą, jak afrykanki brazylijskie, a poczciwą, jak naszą „pszczółka Maja”. Tymczasem sława polskich pszczelarzy uczonych tak rośnie, że tych najwybitniejszych wprost trudno spotkać. Są bowiem zapraszani, by podnosili pszczelarstwo w innych krajach. Prof. Woyke np. zjeździł już nieomal cały świat. Kilka lat pracował nawet w Gwinei i w Salwadorze. Ponieważ poznał „wszystkie pszczoły świata”, pracuje teraz nad książką Dookoła pszczelarskiego świata, ale tylko w bardzo rzadkich, wolnych chwilach. Zapowiada się ona wprost sensacyjnie. Oto mały przykład. Jest taki kraj na świecie, gdzie słodkich owoców ludzie mają w bród. Więc nie poszukują słodyczy, a miód jest im obojętny. Potrzebują natomiast białka. I okazuje się, że i tego produktu potrafią dostarczać pszczoły. Otóż, co miesiąc wybiera się tam z uli połowę czerwiu. Po przyprawieniu i odpowiednim przygotowaniu powstaje z niego wcale niezłe białkowe danie. Prof. Woyke też go próbował. A tymczasem dalej kieruje pracami na SGGW-AR.


 

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz