czwartek, 30 marca 2023

Nowoczesne pszczelarstwo - „Nadsamce’' prof. 'Woyke

Prof. Woyke nie dawał za wygraną. Postanowił sam wyhodować trutnie diploidalne. Wprawdzie z 700 larw udało mu się uzyskać zaledwie 3 żywe samce, ale były one słabe i niemrawe. Mimo to pierwszy raz na świecie powstał zupełnie nowy typ trutnia. Profesor powtarzał więc te eksperymenty i badał wyniki hodowli. Nowy typ trutnia miał podwójny garnitur chromosomów, a więc był niejako „nadsamcem”. Wreszcie też odkryto, że larwy trutni diploidalnych wydzielają substancję „kanibalizmu”, która jest przyczyną zjadania ich przez pszczoły. Coś ala kamikadze. Ale skóra larw tę samobójczą substancję wydziela tylko w tym pierwszym dniu po wylęgnięciu się z jajeczka. Chroniąc więc owe larwy przez ten niebezpieczny okres można zapewnić im dalszy żywot, a przede wszystkim dalszy ich wychów przez pszczoły. Ale jakież pełne niespodzianek i rozczarowań jest życie badacza. Okazało się, że choć nowe trutnie mają okazałe narządy kopulacyjne, to jądra maleńkie. Podczas gdy zwykły samiec produkował 10 - 11 milionów plemników, to supersamiec 1,5 miliona. Do tego wszystkiego Profesor spotykał się jak dawniej Dzierżoń z niewiarą w swoje osiągnięcia. Ale czy prawdziwego naukowca odkrywcę mogą takie rzeczy zniechęcić? Profesor Woyke marzył: co by to było, gdyby udało się wyhodować od unasienionej nadsamcem matki potomstwo o potrójnej liczbie chromosomów?! Więc dalej, drogą selekcji i krzyżówek, starał się usunąć tę jedną, niekorzystną cechę. Przecież w Brazylii pszczoły afrykańskie mają wystarczająco duże jądra. Nadają się więc do „poprawienia” jego trutni. Do Brazylii 26 rojów pszczół afrykańskich sprowadził w 1956 r. prof. Warwick Kerr genetyk, który chciał skrzyżować je z pszczołami miejscowymi, pochodzenia europejskiego. Afrykańskie pszczoły są nadzwyczaj pracowite, nieraz oblatują kwiaty i nocą, i w deszcz, ale też słyną ze złośliwości i agresywności. Może właśnie dzięki tym cechom uchowały się w Afryce, broniąc użądleniami i masowym atakiem swojego dobytku. Profesor Kerr wiedział o tym dobrze. Ale inni pszczelarze nie. I znalazł się ktoś, kto „nie mógł patrzeć'' co później zeznał jak profesor Kerr poogradzał swoje pszczoły specjalnymi siatkami, kratami oraz innymi zabezpieczeniami, i... wypuścił wszystkie 26 rojów. Z pomocą policji udało się wyłapać 6, ale reszta stała się... początkiem nieszczęść Brazylii. Pszczoły afrykańskie poczuły się w tym kraju wyjątkowo dobrze, I tak jak kiedyś króliki w Australii rozmnażały się w zawrotnym tempie. Dość powiedzieć, że w ciągu roku jeden rój afrykanek wydaje ok. 20 nowych pni i więcej, a te rzecz jasna mnożą się dalej. Brazylię więc szybko „zalała” lawina tych żądlących owadów. Gnieżdżą się wszędzie na wsi i w miastach: na drzewach, krzewach, strychach domów, załamkach murów i skał. Odbywają wędrówki po 300 km rocznie, m. in. także i ku północy. W dodatku rabują miód pszczołom europejskim, najczęściej napadając nocą na ich ule. Przy okazji krzyżują się z nimi, ale to nie osłabia ekspansji „afrykanek” . Stany Zjednoczone poczuły się zagrożone i wyasygnowały środki na powstrzymanie tej inwazji. Próby jak dotąd okazały się niezbyt skuteczne. A profesora Woyke zaproszono do Brazylii, gdzie prowadził swoje badania. Następnie „sprowadził” afrykańskie pszczoły do Polski. Ale, nauczony doświadczeniem prof. Kerra, strzegł ich „jak oka w głowie”. Zresztą uważa, że ta rasa pszczół nie miałaby w naturalnych warunkach polskiego klimatu szans przezimowania, gdyż jest u nas za zimno. Ale najważniejsze krzyżowanie naszych pszczół z afrykańskimi nie daje pozytywnych rezultatów, jądra trutni nie powiększają się. Więc dalej się pracuje nad krzyżówkami, aby otrzymać okazy o zwiększonej produkcyjności „potrójną” pszczołę! Pracowitą, jak afrykanki brazylijskie, a poczciwą, jak naszą „pszczółka Maja”. Tymczasem sława polskich pszczelarzy uczonych tak rośnie, że tych najwybitniejszych wprost trudno spotkać. Są bowiem zapraszani, by podnosili pszczelarstwo w innych krajach. Prof. Woyke np. zjeździł już nieomal cały świat. Kilka lat pracował nawet w Gwinei i w Salwadorze. Ponieważ poznał „wszystkie pszczoły świata”, pracuje teraz nad książką Dookoła pszczelarskiego świata, ale tylko w bardzo rzadkich, wolnych chwilach. Zapowiada się ona wprost sensacyjnie. Oto mały przykład. Jest taki kraj na świecie, gdzie słodkich owoców ludzie mają w bród. Więc nie poszukują słodyczy, a miód jest im obojętny. Potrzebują natomiast białka. I okazuje się, że i tego produktu potrafią dostarczać pszczoły. Otóż, co miesiąc wybiera się tam z uli połowę czerwiu. Po przyprawieniu i odpowiednim przygotowaniu powstaje z niego wcale niezłe białkowe danie. Prof. Woyke też go próbował. A tymczasem dalej kieruje pracami na SGGW-AR.


 

środa, 29 marca 2023

Nowoczesne pszelarstwo - Znikające larwy

Wiadomo było, że w hodowli pszczół osiąga się zazwyczaj najlepsze rezultaty wtedy, gdy kojarzy się pszczoły czystych linii. Te zaś uzyskuje się przez kojarzenie osobników blisko spokrewnionych. Toteż prof. Woyke uzyskał potomstwo, sztucznie unasieniając siostry matki przez bratatrutnia. Z tego „kazirodczego” związku z połowy jaj rozwinęło się potomstwo, a z połowy nie. Jak zwykle przypisywano to degeneracji. Zresztą różni autorzy różnie to tłumaczyli. Na ogół obwiniano pszczoły, że usuwają 50% nie rozwijających się jaj. Ale tych „usuwanych jajeczek” prof  Woyke jakoś nie mógł nigdzie znaleźć ani w ulu, ani poza nim. Po dalszych obserwacjach, bardzo skrupulatnych i pomysłowych doświadczeniach, doszedł do wniosku, że znikające larwy były larwami trutni. A jaja, z których się wylęgły, matka składała nie do komórek trutowych większych, ale do komórek dla robotnic, gdyż te jaja trutowe były zapłodnione. I oto nowe odkrycie! Okazało się, że trutnie mogą również powstawać z jaj zapłodnionych! Było to równocześnie jakby zaprzeczenie i uzupełnienie wniosków, do których doszedł Dzierżoń 120 łat wcześniej. Prof. Woyke tłumaczy*: „larwy trutni” , pochodzące z matki kojarzonych krewniaczo, zawierają podwójną liczbę chromosomów i produkują plemniki z takąż liczbą. Jest to zjawisko występujące niezwykle rzadko w świecie zwierząt. Osobniki takie odznaczają się wydatnie zwiększoną żywotnością i mają duże wartości hodowlane” . Zjawisko to wykorzystywano wielokrotnie, ale jak dotąd w świecie roślinnym. Dzięki tzw. poliploidom, czyli zwiększonemu garniturowi chromosomów, wyhodowano np. nowe odmiany roślin, plonujące wielokrotnie wyżej niż odmiany mateczne. I tak powstały nowe, niezwykle plenne odmiany ryżu, kukurydzy, pszenicy, bawełny czy pomidorów. Ale co się dzieje z larwami trutni z zapłodnionych jaj, czyli trutniami diploidalnymi? Prof. Woyke obserwował to przez szklaną ściankę ula. Otóż, przez pierwsze 6 godzin po wykluciu się młode robotnice karmią je tak jak wszystkie inne larwy. Ale po pewnym czasie widocznie zorientowane, że „coś jest nie w porządku” wchodzą do komórek i po prostu pożeraj


ą żywcem te niepotrzebne w ulu stworzenia. Profesor próbował robotnice zmylić. Przeniósł larwy trutni z zapłodnionych jaj do komórek trutni. Ale pszczoły nie dały się nabrać i oszukać, bo również stamtąd wyjadły niepotrzebne im larwy. 

 

niedziela, 26 marca 2023

Nowoczesne pszczelarstwo - Jedna matak, ojców wielu

Prof. Woyke zaobserwował, że matkę pszczelą zapładnia nie jeden, ale 8 - 10 trutni. Było to rewelacją. A zaczęło się od tego, że pracując nad sztucznym unasienianiem matek pszczelich prof. Woyke zbadał „pannę młodą” już po locie godowym i zorientował się, że miała więcej plemników, niż mógł jej przekazać jeden samiec. Po dalszych doświadczeniach okazało się, że do zapłodnienia matki przyczynia się kilku ojców. Tak więc, robotnice nie tyle są siostrami, co zróżnicowanym potomstwem wielu ojców i jednej matki. Doborem samców rządzi zresztą przypadek. Wcale nie są to trutnie najwartościowsze czy najokazalsze. Do prawdy tej dotarto właśnie dzięki pracom nad sztucznym unasienieniem przy doborze samców o najwspanialszych cechach, z najlepszych rojów czy ras.


 

niedziela, 19 marca 2023

Nowoczesne pszczelarstwo

Tradycje naukowych badań pszczelarskich nie zaginęły w Polsce a nawet mamy w tej dziedzinie osiągnięcia na światową skalę. Wybitną postacią jest prof. dr hab. Jerzy Woyke z SGGW-AR w Warszawie. Mówi się o nim, że nie tylko jest kontynuatorem prac Dzierżonia, ale i dorównuje mu rozmachem w docieraniu do prawdy i odwagą jej głoszenia. Cieszy się najwyższym autorytetem wśród pszczelarzy świata, odkrył bowiem kilka nieznanych prawd o pszczołach i wciąż pracuje nad nowymi.


 

sobota, 18 marca 2023

Bartnictwo w Polsce - Dzierżoń i nowa epoka!

Czy można powiedzieć, że ks. Jan Dzierżoń rozpoczął nową epokę pszczelarstwa? W pewnym stopniu tak. Wprawdzie już przed nim, ok. 1784 r., Szwajcar F. Huber skonstruował ul, zwany książkowym, który potem jeszcze ulepszali Włosi, Anglicy, Rosjanie i inni, ale Dzierżoń stworzył nie tylko ul „nowoczesny”, ale rozpoczął okres w pszczelarstwie, zwany „dzierżonizmem”. Urodził się we wsi Łowkowice, do której prowadzi aleja lipowa, posadzona ku czci tego światowej sławy pszczelarza. Oto co pisze on sam o sobie: „Od dzieciństwa miałem wielkie zamiłowanie do pszczół, których ojciec trzymał kilka pni w rozpowszechnionych na Śląsku, przeważnie stojących kłodach. W przyglądaniu się niestrudzonej pilności i pełnej artyzmu budowie znajdowałem zawsze największe zamiłowanie. W obserwowaniu przyrody, a przede wszystkim pszczół, badaniu cudownego życia znajdowałem największą przyjemność i dlatego wybrałem zawód, który mi to umożliwiał”. A był księdzem nietypowym. Mawiano: „ludzie szli do kościoła, a ksiądz do pasieki”. Gospodarzył w swoich Łowkowicach na 20 ha zakupionej ziemi. Sprowadził pszczoły z Włoch, znane wówczas z wielu zalet i krzyżował je z miejscową rasą. Nawiązał Dzierżoń do zapomnianego wynalazku starożytnych Greków, którzy w górnej części ula umieszczali płytki, ułatwiające wyjmowanie plastrów. Więc i on wprowadził ruchome listewki z początkami budowy pszczelej. Dzięki temu można było wyjmować plastry po uprzednim odcięciu i dowolnie przestawiać je w ulu. Czyli, uruchomił gniazdo pszczele. Odtąd można było stwarzać sztuczne roje, przenosząc plastry wiszące na listwach do nowych uli, można było badać matki, choroby czerwiu, kontrolować zapasy na zimę i ponadto co najważniejsze obserwować i poznawać tajniki życia pszczół. Dworek w którym przez 22 lata mieszkał i pracował ten niecodzienny pszczelarz stał się siedzibą Stacji Hodowli i Unasieniania Matek Pszczelich w Łowkowicach. Tak uczczono jego pamięć. Poświęcono mu też „Izbę Pamięci”, w której zachowano meble, urządzenia i inne pamiątki. W Muzeum, w pobliskim Kluczborku, znajdują się bogate materiały biograficzne i wiele pamiątek po „proboszczu pszczół”. Oto co pisał m. jn .: „Co do mojej narodowości, jestem oczywiście jak już samo moje nazwisko mówi Polakiem z urodzenia”. W ten sposób niweczył nadzieje Niemców, którzy chcieli przypisać mu swoją narodowość. Mieszkając wówczas pod zaborem niemieckim, większość prac musiał pisać w tym języku, chcąc by były drukowane w wychodzących ówcześnie pismach fachowych i by miały szeroki zasięg w świecie. Franciszek Dzierżoń, bratanek Księdza, który z nim mieszkał i w latach międzywojennych przekazał Polsce pamiątki po stryju, podkreślał, że rozmawiał z nim zawsze po polsku „ani słowa po niemiecku”. W 1845 r. Dzierżoń ogłosił po 20 latach obserwacji życia pszczół teorię o dzieworodnym pochodzeniu trutni. Stwierdził po raz pierwszy w świecie, że matka pszczela składa do mniejszych komórek jajeczka zapłodnione, z których legną się robotnice, a do komórek większych niezapłodnione, z których lęgną się trutnie, czyli samce. Jako jedyną doskonale rozwiniętą samicę w ulu uznał królową, a wiedział również, że gdy tej matki zabraknie, to samiczki robotnice też potrafią dzieworodnie składać jajeczka, z których wylęgają się jedynie trutnie. Naturalnie, że jak to w życiu bywa początkowo jego doniesienia, będące jakże rewelacyjną nowością, spotykały się z burzliwą krytyką, a nawet z oburzeniem. „Prędzej ziemia się zatrzyma w biegu mówiono niż nauka uzna hipotezę o dzieworództwie” ... Pszczeli proboszcz się nie ugiął, choć prześladowały go władze pruskie, a kościół obłożył ekskomuniką, gdyż nie uznawał dogmatu o nieomylności papieża. Ale jego sława rosła. Do Łowkowic zjeżdżali uczeni, nie tylko pszczelarze, z różnych stron świata. Zapraszano go na liczne zjazdy i kongresy, nadano wiele odznaczeń i wieńców laurowych, otrzymał też masę listów dziękczynnych. Uniwersytet w Monachium nadal Dzierżoniowi tytuł doktora honoris causa i wreszcie został uznany największym autorytetem w dziedzinie pszczelarstwa na świecie. W 1906 r. na kilka miesięcy przed śmiercią doczekał się pełnej chwały. Otóż kongres przyrodników w Marburgu, poświęcony teorii dzieworództwa, potwierdził jego odkrycie uchwałą w brzmieniu: Hipoteza o partenogenezie odpowiada prawdzie. Dzierżoń swoimi pracami stworzył podwaliny przyszłych osiągnięć hodowlanych i selekcyjnych w pszczelarstwie, a także przyczynił się do budowy coraz to bardziej ulepszanego ula. W 1851 r. Berlepach dodał do listewki Dzierżonia jeszcze trzy beleczki i tak powstała ramka. Inny polski pszczelarz Dolinowski w latach pięćdziesiątych zbudował ul ramowy, który siał się prototypem uli polskich, dostępnych od góry. W 1865 r. wynaleziono miodarkę, która umożliwiła wydostawanie miodu z plastrów bez ich niszczenia. Dzięki przeróżnym ulepszeniom i innowacjom zbierano coraz więcej miodu. Na przykład, z jednego ula tradycyjnego wydostawano średnio tylko 4,7 kg miodu, z ula ramowego 6,5 kg, choć w dobrych latach nawet 8 - 10 kg miodu.


 

czwartek, 16 marca 2023

Bartnictwo w Polsce - Ul i pasieka

Oba te wyrazy są pochodzenia słowiańskiego. Wyraz ul oznaczał pierwotnie każde wydrążenie, a pasieka miejsce posieczne, czyli wyrąbane w lesie. Widocznie początkowo ustawiano ule na wyrębach. Profesor Uniwersytetu Jagiellońskiego w Krakowie Kazimierz Moszyński jeden z najwybitniejszych polskich etnografów - tak opisuje przejście z bartnictwa do pasiecznictwa: „O ile burza wywróciła lub złamała drzewo bartne nie psując jednak barci, wtedy część pnia zawierającego dziuplę wyrąbywano toporem, oddzielając ją z obu stron od pozostałego pnia. Na tej drodze powstał pierwszy ul, który starano się umieszczać w warunkach zbliżonych do normalnych, to znaczy wśród konarów drzew na rozmyślnie wbitych w drzewo spicach, uważano bowiem, że pszczoły chętnie osiadają w ulach osadzonych wysoko... Poczęto umyślnie walić puste drzewa i wyrabiać z nich puste ule”. W XIII w. już spotykano na terenie Polski gdzieniegdzie pasieki, składające się z kilkunastu, a nawet kilkudziesięciu uli. Na przykład, w czasie najazdu Bolesława Wstydliwego w 1271 r. na posiadłości biskupa wrocławskiego zniszczono w dwóch gospodarstwach po 40 uli, a w kilku innych po 5 do 20 uli. Nieraz sołtysom przy zakładaniu wsi nadawano prawo wyrębu 20 - 60 drzew z przeznaczeniem na ule. W 1614 r. w Zamościu ukazał się podręcznik Walentego Kęckiego: Nauka koło pasiek. Nieco wcześniej na Śląsku, wydano podręcznik pszczelarstwa Jakuba Nickela ze Szprotawy. Kęcki zalecał zakładanie pasiek z tzw. stojaków, czyli stojących kłód drzewnych podobnych do barci. Radził też, by zastąpić podkurzacze gliniane stosowane powszechnie, a zwane „garnkami” - „laterniczkami” , czyli podkurzaczami metalowymi. Trzymano też wówczas pszczoły w tzw. koszkach, czyli ulach plecionych, ale trzeba powiedzieć, że te metody były wciąż jeszcze bardzo prymitywne. Dopiero pod koniec XVIII w. i na początku XIX w. zaczęły zachodzić radykalne zmiany w technice pasieczniczej. Nie tylko na świecie, ale i u nas.


 

niedziela, 5 marca 2023

Bartnictwo w Polsce - Zanikanie bartnictwa

Z jednej strony bartnictwu groziły coraz to rozszerzające się pola orne, a z drugiej przemysł leśny. Wycinano najokazalsze drzewa na budownictwo, na eksport, na sprzedaż i coraz trudniej było znaleźć odpowiedniej grubości pnie. Właściciele lasów usuwali z nich powoli bartników. Już Zygmunt Stary nakazał przepędzić ich z Puszczy Niepołomickiej, gdyż zaprószyli ogień i spowodowali groźny pożar. Wojny przypadające na połowę XVII w., pociągając za sobą ogromne zniszczenia spowodowały, że z bartnictwa zaczęto powoli przechodzić na pasiecznictwo. Proces ten ciągnął się aż do ok. połowy XIX w W XIX w. wydano ustawy, zabraniające uprawiania bartnictwa. Chodziło tu o ochronę drzewostanu. Taką ustawę wydał rząd pruski dla Prus Królewskich w 1820 r., a w 7 lat potem podobną rząd Królestwa Polskiego. Inną przyczyną upadku bartnictwa były też wysokie podatki, które sprawiały, że zajęcie to stało się nieopłacalne. Do połowy XIX w. było 4200 barci, ale już w 1858 r. tylko 750 na terenie całej ówczesnej Polski. Na Kurpiowszczyźnie, słynnej z bartnictwa, w 1910 r. było zaledwie 6 pustych barci, a w Borach Tucholskich 4. Organizacje, sądy bartne itp. przestały istnieć. Były już niepotrzebne.


 

sobota, 4 marca 2023

Bartnictwo w Polsce - Prawa bartne

W czasie późnośredniowiecznym bartnictwo zdecydowanie rozkwitło. Powstawały więc różne prawa, porządkujące tę dziedzinę. Początkowo każdy większy kompleks dóbr królewskich czy magnackich, gdzie znajdowały się puszcze i kwitło bartnictwo, miał swoje własne rozporządzenia i ustawy. Stąd na różnych terenach Polski były różne organizacje bartne i różna nomenklatura fachowa. W 1401 r. w Warszawie Janusz I, książę mazowiecki wspomina w swoim statucie o prawach bartniczych, obowiązkach i przywilejach właścicieli pszczół oraz o daninach w miodzie i wosku, które musieli składać księciu. Już wtedy na Mazowszu istniały specjalne prawa i urzędy bartnicze, ale opierały się głównie na prawach zwyczajowych. W 1616 r. ukazało się szacowne dzieło pod tytułem: Porządek prawa Bartnego wedle starożytnego zwyczaju i dawnych ustaw potocznych. Spraw Bartnych z pośrodka Bartników uchwalony i wydany, najwięcej dla nowych młodych i swej woli używających bartników spisany roku pańskiego 1616. Na ogół podstawową jednostką bartną był tzw. bór inaczej „oblina”. Składał się zazwyczaj z 60 drzew bartnych, ale rozrzuconych na przestrzeni wielkiego lasu. Przy tym do boru musiały też należeć polany leśne, pełne kwitnących roślin, aby pszczoły miały z czego zbierać miód. Bór należał zwykle do jednego właściciela bartnika, który oznaczał swoje drzewa barcie znakami bartnymi, tzw. „cisnami”. Bór był dziedziczny, ale właściciel mógł swoje prawa do boru, czyli obliny, sprzedać. Wtedy zrzekał się nie tylko barci, ale oddawał także i narzędzia bartne nowemu właścicielowi. Nieraz osady bartne stawały się zaczątkiem nowej wsi. W późnym średniowieczu powstały samorządy bartne ze starostwem i sądem, a niektóre z nich przetrwały nawet do XIX w., np. na Kurpiach. Prawa bartne były surowe, nieraz wręcz okrutne. Najcięższą karę „gardłową” przez powieszenie, wydawał sąd bartny dla złodzieja złapanego na gorącym uczynku kradzenia miodu czy całej barci. Wyrok wykonywał kat z najbliższego miasteczka albo... dwu bartników, z których każdy musiał dotknąć stryczka, aby na niego nie spadła niesława wieszania i odium rodziny. Gdzieniegdzie prawo bartne było jeśli to możliwe jeszcze sroższe. Stosowana była straszna kara „wyciskania kiszek”. Fabian Sebastian Klonowie w satyrycznym poemacie Worek Judaszów tak m. in. pisze: Robotę pszczelą swą praktyką wiejską zowią świętym brzemieniem i rosą niebieską, więc też pszczelne złodziejstwo i miodowych dzierii wydzieranie nasz bartnik świętokradztwem mieni I śmiercią Judaszową niebożęta schodzą, gdy się srogim przykładem kolo drzewa wodzą. Kiszki wypatroszywszy, onę barć sosnową i żałośnie opasują straszliwą osnową. Inna sprawa, że choć kary były surowe, ale i uczciwość niezwykła. Pszczelarze np. przez długie lata nie musieli składać przysięgi w sądach, bo i bez niej wiedziano, że mówią prawdę. Bartnikom ufano. Sądy bartne zbierały się i obradowały jesienią. Zwykle wówczas załatwiano większość spraw spornych, dokonywano kupna i sprzedaży boru, całego lub tylko poszczególnych barci. Najczęściej musiano rozstrzygać sprawy naruszenia granicy bartnej, wydarcia roju, podcięcia barci lub zrąbania drzewa bartnego. Rozwijało się rolnictwo, wycinano puszcze pod pola orne i w ten sposób powoli, od XVI w. począwszy zaczęła hodowla pszczół podupadać. Ale póki co prawo bartne działało. A od wyroku sądu nie było apelacji. Czasem karą była swoista banicja. Wywołanie z puszczy, czyli wypędzenie bartnika z bractwa, za popełnione wykroczenie. Te jesienne dni sądzenia zwano rokami bartnymi. Pośrednikiem między bartnikami a królewskim starostą grodowym był starosta bartny. Miał do pomocy podstarościego. Bartnicy sami wybierali sędziego i pisarza, który prowadził księgi