niedziela, 26 lutego 2023

Bartnictwo w Polsce - Daniny i eksport

Z jednej barci uzyskiwano przeciętnie 10 - 12 1, czyli mniej więcej 15 - 18 kg miodu. Ale niewiele z tego zostawało u bartnika. Był on bowiem zobowiązany do składania z miodu daniny, która stanowiła połowę, a często i 3/4 całej „produkcji”. Właściciele borów z miodu otrzymywanego od bartników na ogół robili miód pitny albo też sprzedawali za granicę. W średniowieczu skóry upolowanej zwierzyny oraz miody stanowiły główny produkt eksportowy. Z wosku poza jego używaniem do celów odlewniczych wytapiano świece i przeznaczano do wyrobu pieczęci, na które było duże zapotrzebowanie. Mniejsze ilości wosku brano także do wyrobu tabliczek do pisania. Te służyły uczniom i kancelistom-pisarczykom jako brudnopisy.


 

wtorek, 21 lutego 2023

Bartnictwo w Polsce - Podbieranie miodu z barci

Na wiosnę bartnik tylko barcie „podmiatał”, czyli oczyszczał, usuwając susz i martwe pszczoły. Wybierał także puste plastry i miód pozostały z zimy. Miodobranie główne odbywało się w okresie od lipca do września i nazywało się „łaźbieniem” od włażenia na drzewo przy pomocy „leziwa”. Po prostu brutalnie i prymitywnie wydzierano z barci plastry miodu, nie bacząc, że przy tym część lub cały rój ulegał zniszczeniu. W Puszczy Białowieskiej jeszcze w połowie XIX w. stawiano na piecu drewniane, okrągłe naczynia z rzeszotem, w które wkładano plastry z miodem. Gdy ten się ogrzał, spływał do drewnianych kubłów, a te przechowywano później w komorze. Woszczynę natomiast wkładano do glinianych garnków, zalewano wodą i wstawiano do gorącego piekarnika. Po pewnym czasie reszta miodu rozpuszczała się w tejże wodzie i tworzyła „sytę”. Tę przecedzano przez płótno i zlewano do glinianych naczyń. Pozostały wosk wlewano do płótna, tzw. „łatki”. Końce łatki skręcano w odwrotnych kierunkach i wreszcie wosk wyciskano drewnianymi kleszczami, czyli „leszczotkami”. Wosk spływał do naczynia z zimną wodą, gdzie zastygał. Potem topiono go ponownie, cedzono i zlewano do mis. Gdy tu zastygł, tworzył tzw. „pitę”. Tę wyjmowano i przechowywano w komorze.


 

poniedziałek, 20 lutego 2023

Bartnictwo w Polsce - Język bartników

W średniowieczu, kiedy nastąpił rozwój polskiego pszczelarstwa, powstał specjalny język bartników, niezrozumiały dla osób spoza kręgu pszczelarzy. Tylko niektóre z tych słów zachowały się do dziś. Na przykład, barć zwała się dzień, a zamykano ją specjalnym zatworem, czyli dłużnią lub zdłużem, chroniącym przed napastnikami. Barć to też stara nazwa słowiańska, ale pochodząca z indoeuropejskiego rdzenia bher. Mamy przecież miejscowości: Bartodzieje, Barcie, Bartniki, których nazwy pochodzą z czasów wczesnego średniowiecza. Barć po czesku - brt, po rosyjsku - bort, po łacinie - forare, po niemiecku - bohren. Od wyrazu barć hodowlę pszczół nazwano bartnictwem, ludzi pracujących w barciach - bartnikami, a tych, którzy wyrabiali barcie - bartodziejami. Na terenie takich dawnych grodów jak dzisiejsze Gniezno i Opole znaleziono wczesnośredniowieczne żelazne „piesznice”, względnie „pieśnie”, czyli rodzaj żelaznego dłuta z tulejką, używanego do drążenia, czyli dziania, w drzewie barci. W XI w. bartnicy na Rusi już znakowali swoje barcie dziedzicznymi znakami własności. Archeolog rosyjski P. N. Tretiakow uważa, że wewczesnym średniowieczu były też używane żelazne kolce, ułatwiające wchodzenie na drzewa bartne po miód i wosk, zabierane dzikim pszczołom. Do przygotowania barci wybierano stare drzewa, o pniu grubym i pozbawionym gałęzi do znacznej wysokości. Najczęściej drążono otwory w sosnach i dębach, rzadziej w jodłach i jesionach. Najprawdopodobniej „sosna” znaczyła drzewo dziane, ponieważ jeszcze w XX w. na Polesiu nazywano ją „choją”, a „sosna” oznaczała pień drzewa z wydrążoną barcią. Aby się dostać do barci, używano „leziwa”, czyli ławeczki i podwójnie skręconego powrozu, na którym podciągano się w górę. Po wydzianiu barci napryskiwano jej wnętrze specjalnie przygotowanym płynem z gotowanych ziół i miodu, aby przywabić pszczoły. Zgodnie z dawnym prawem, bartnym, taka czynność nazywała się „tworzeniem”. A po osiedleniu się roju w barci zamykano ją, zostawiając tylko niewielki otwór wlotowy dla pszczół, tzw. oko. Górna część barci, czyli „głowa”, była „zaleszczona łaskami”, czyli kijami, które podtrzymywały plastry miodu. Zaniedbanie barci zwano „omieszkaniem”. Zabezpieczenie roju na zimę zwało się „łaźbieniem”. Był też „dzwon”, czyli kawał kloca, tzw. kłodysamobitni, zawieszony przed wejściem do barci, który uniemożliwiał niedźwiedziowi rabunek, gdyż... walił go po łbie, ile razy usiłował się dobierać do miodu. Zresztą pierwotnie niedźwiedź nazywał się miodojadem. Inną obroną przed konkurencją niedźwiedzią była tzw. odra. Drzewo bartne otaczano drewnianym pomostem z dartych desek. Miały one od spodu liczne, sterczące w dół kołki.


 

niedziela, 19 lutego 2023

Bartnictwo w polsce - Przekazy pisane

Pierwszy przekaz pisany o używaniu miodu przez Słowian pochodzi od Priskosa z Panionu w Tracji. Opisując swoje poselstwo do Attyli, wodza Hunów, pisze on m. in.: „dostarczono nam... zamiast wina czegoś, co tam na miejscu nazywa się medos”. Jest to obok słowa „strawa”, najstarszy zapisany wyraz słowiański, używany przez Słowian naddunajskich, którzy w tym okresie przybyli z północy, najprawdopodobniej z terenów dzisiejszej Polski. Święty Otton, apostoł Pomorza Zachodniego, tak pisał o Polanach „... nie dbali o wino, mając w piwie i miodzie tak wyborne napoje...” Zygmunt Gloger, wybitny nasz etnograf, archeolog, historyk w jednej z prac o dawnych czasach, bartnictwie i pszczołach, pisał: „... lada wydrążony pień służył za ul, lada bór był pasieką...”, a całe osady trudniły się bartnictwem. Miodu uzyskiwano tyle, że: „można było zaopatrzyć całą Germanię, Brytanię i najdalsze strony Europy Zachodniej”. W owych też czasach pszczoły traktowano jako nieomal kogoś z rodziny. Zarabiały przecież na dom i dawały dobrobyt. Były „złotymi muszkami” lub „robakami bożymi”. W Wilię Bożego Narodzenia pszczelarz czy bartnik odwiedzał swoje ule, chuchał w wylot i oznajmiał pszczołom pobożnie, że: „Chrystus się nam narodził...” Pszczoła nie zdychała, a umierała. „Pies je zdechlina, koń przepad, kura też, ryba to nie wiadomo jak, a pszczoła umerła”. W okolicach Lubartowa do dziś można gdzieniegdzie usłyszeć, że „koń żre, pies chłepce, świnia ćpa, a pszcoła spożywa”. Był czas, że kary sądowe trzeba było spłacać miodem, a grzechy woskiem na świece do kościoła. O tym, że Słowianie Zachodni składali daniny z wosku, stwierdzają dokumenty z VIII w. Na Pomorzu miodu było w bród wspomina Herbord w swoim Żywocie iw. Ottona bamberskiego. Mniej więcej z tego samego okresu pochodzi znaleziona w Gnieźnie część naczynia ze stwardniałym plastrem miodu. Słynny Gall Anonim pisał o Polsce, jako o kraju „obfitującym w miód”, gdzie las miodopłynny...” Prymitywna gospodarka hodowlano-leśna w czasach wczesno średniowiecznych była w Polsce już znacznie rozwinięta. Miód podbierano w „ślepotach”, czyli dziuplach drzew, a pszczoły nazywano albo „zielonymi”, albo „borówkami”. Ale w sumie była to gospodarka rabunkowa. Niszczono roje, zabierano plastry i nie troszczono się o pszczoły. Mimo to musiały one same troszczyć się o siebie dostatecznie skutecznie, gdyż jak wspomina Zygmunt Glogier już w XII w. niemieckie kroniki informowały, że kraje słowiańskie są „mlekiem i miodem płynące”. A miód zwano przaśnym. Był on już w owych czasach, a i wcześniej naszym produktem eksportowym. Mimo że pszczelarstwo rozwijało się powoli w ciągu średniowiecza i później, to jeszcze nawet w XIX w. zdarzało się, że podbierano miód pszczołom dzikim. W wiekach średnich drążono w pniach barcie, czyli zmyślne otwory, w których mógłby się zainstalować rój. Wiercono je w pniu najpierw dość wysoko, na ogół od strony południowowschodniej, jako najmniej narażonej na wiatry. Taki wydrążony pień nazywano dzianym.


 

niedziela, 12 lutego 2023

Bartnictwo w Polsce

Od jak dawna wybierano pszczołom miód na terenie dzisiejszej Polski nie bardzo wiadomo. W każdym razie najpierw miało miejsce prymitywne „podkradanie” tego produktu dzikim pszczołom, gnieżdżącym się w dziuplach. Potem rozwinęło się bartnictwo, czyli hodowla pszczół w barciach,a więc w naturalnych lub sztucznie wydrążonych dziuplach. A na końcu dopiero pasiecznictwo, tzn. hodowla pszczół w pasiece, w gromadzie uli, skupionych na niewielkiej przestrzeni. O używaniu pszczelego wosku na terenie Polski już w okresie brązu świadczą pośrednio ówczesne metody odlewnicze. Zwały się one na „wosk tracony” i wymagały wielkich ilości tego pszczelego wyrobu. 


 

sobota, 11 lutego 2023

Trochę dowodów historycznych

Około 20 tysięcy lat temu anonimowy artysta uwiecznił na ścianach Groty Pajęczej, koło dzisiejszej Walencji w Hiszpanii, dramatyczną scenę rabunku miodu przez człowieka. Trzyma on żagiew w ręku, co mimo wszystko nie bardzo widocznie pomagało, gdyż na rysunku widać roje pszczół, broniące swej własności. Podczas prac wykopaliskowych w okolicach Neapolu odkryto szczelnie zamknięte wazy z miodem. Był on wciąż jeszcze jadalny, mimo że liczył ok. 2500 lat. W grobowcach faraonów i innych ówczesnych znakomitości wśród „skarbów”, które im dawano na drogę w wieczność, znajdowano również i naczynia z miodem. A rysunki wyryte na ścianach tychże grobowców opowiadają m. in. o hodowli pszczół i o miodzie. Papirus znaleziony w Egipcie i odczytany przez Jerzego Ebersa, niemieckiego egiptologa, żyjącego w latach 1837—1898, ma już ponad 3500 lat. I otóż można w nim wyczytać, że Egipcjanie stosowali miód do leczenia ran i nie wybierali go pszczołom dzikim, ale hodowali te żądlące owady w wielkich, glinianych dzbanach. Malowidło ścienne z Alpery we wschodniej Hiszpanii przedstawia kobietę w otoczeniu roju pszczół, podczas wybierania miodu z dziupli drzew. Jest to jeden z najstarszych dokumentów bartnictwa, bo pochodzi z młodszej epoki paleolitycznej. Z czasów o wiele późniejszych, bo z okresu brązu, pochodzi znalezisko z Guldhej, w Danii, gdzie w naczyniu z kory brzozowej, umieszczonym w dębowej trumnie znaleziono żurawinowe wino słodzone miodem. 


 

poniedziałek, 6 lutego 2023

Co nieco historii

W Europie za ojczyznę pszczelarstwa uznajemy Egipt. A w Egipcie wierzono, iż pierwsza pszczoła wyfrunęła z rogów świętego byka, Apisa. Stąd zresztą pochodzi jej łacińska nazwa: Apis mellifica. W Indiach, według mitologii hinduskiej, bóg Wisznu jest przedstawiany pod postacią błękitnej pszczoły, a Kriszna  jedno przecież z wcieleń boga Wisznu dokumentuje to, nosząc pszczołę na głowie. Starożytni Hebrajczycy uważali, że najszczęśliwsza jest ta kraina, która „płynie mlekiem i miodem” i za taką uważali przede wszystkim ziemię chananejską. Król Salomon radził: „Jedz synu miód, bo jest dobry i przedłuży dni twego żywota”. Bohaterowie Homera z Iliady i Odyssei również jadali miód. A było to przecież 28 wieków temu. Czy wówczas po prostu podkradano miód dzikim pszczołom, czy już je hodowano? W każdym razie Zeus otrzymywał miód, pochodzący z uli należących do królewny Melissy. Hipokrates ojciec medycyny był entuzjastycznym zwolennikiem miodu. I jako pokarmu, i jako leku. Doszukiwał się w nim nawet „eliksiru życia”. Podczas przygotowań do igrzysk olimpijskich atleci spożywali znaczne ilości miodu. Ponoć w beczce z miodem przez jakiś czas przechowywano zwłoki Aleksandra Wielkiego. Zmarł zresztą nie od ran, cboć podbił pół świata, ale o ironio przez komara, bo na malarię, po 10 dniach choroby, mając zaledwie 33 lata. A było to w Babilonie, 13.VI.323 r. p.n.e. A więc i wtedy wiedziano już o konserwujących właściwościach miodu. Herodot opisuje, jak po śmierci wodza babilońskiego Argesipolisa na wyprawie wojennej w Macedonii wierni żołnierze zanurzyli jego zwłoki w miodzie. W ten właśnie sposób przewieźli je całe do ojczyzny w tych jakby nie było raczej upalnych stronach. Nieraz w tenże sposób balsamowali swoich zmarłych starożytni Grecy, a Murzyni afrykańscy przynajmniej jeden ze szczepów usuwali ze zwłok wnętrzności i tak „wypatroszoną” jamę brzuszną wypełniali miodem. W średniowieczu również wierzono nie tylko w lecznicze, ale i konserwujące właściwości miodu. Poza tym wiele było wierzeń, które mogły chyba tylko psychicznie pomagać chorym, podnosząc ich na duchu. Uważano bowiem np., że miód wyleczy pogryzionego przez chore na wściekliznę zwierzę lub kogoś ukąszonego przez żmiję. Wówczas przecież nie znano żadnego skutecznego lekarstwa na tego typu jady. W Afryce pszczoły do dziś gdzieniegdzie są uważane za owady totemiczne. Również w wielu okolicach Australii traktują je „jak święte” tamtejsi pierwotni mieszkańcy, ciemnoskórzy Aborigenowie. Arabowie, którzy wierzą w Koran, wiedzą, że zaleca on miód: „Jedz miód mój synu, bo miód jest nie tylko smacznym i zdrowym pokarmem, ale również lekiem na wiele chorób” . Od wieków dużą wagę do hodowli pszczół przywiązują Chińczycy, a na drugim krańcu naszego globu w obu Amerykach, a także w Ameryce Środkowej miód cieszył się ogromnym powodzeniem u tamtejszych Indian, szczególnie u Azteków. Do dziś zresztą jest wysoko ceniony przez wszystkich mieszkańców tamtejszej części świata. Wróćmy jednak do Europy, gdzie powstało określenie „miodowy miesiąc”. To nie jest nasz słowiański wymysł, ale skandynawski. Bowiem właśnie u nich dawna tradycja nakazywała, aby wesele trwało przez 30 dni, a przez ten cały okres pito nie „czyściochę”, tylko szlachetne miody sycone. I rzecz jasna z „miodowego miesiąca” cieszyła się zarówno para młoda, jak i wszyscy weselni goście, często cała wieś.


 

niedziela, 5 lutego 2023

Martwy sezon

Pszczoły nie mogą leniuchować. I dlatego mądry pszczelarz w tzw martwym sezonie „podsyca” je. Martwy sezon zdarza się najczęściej wiosną. Po przekwitnięciu drzew owocowych, jeśli w okolicy brak większych lasów akacjowych lub jarzębinowych, pszczoły nie mają z czego zbierać nektaru. Gdy jeszcze brak im miodu, to giną z głodu. Ale jeśli mają go w ulu dość, to nie pracując, rozleniwiają się, tracą aktywność, nie wychowują młodych, matka słabiej czerwi, owady są jakby ospałe. Trwa to zwykle przez 3 tygodnie. W tym więc czasie trzeba podawać pszczołom „sytę” , tzn. dokarmiać je nie miodem, ale syropem. Na tzw. sytę potrójną bierzemy 1/3 część miodu i zalewamy 2 częściami przegotowanej ciepłej wody. Jeśli weźmiemy I część miodu na 3 części wody syta będzie poczwórna. Jeszcze ciepłą sytę podaje się na noc, nalaną do podkarmiaczek w ilości pół najwyżej 1 szklanki. Podkarmiaczki stawia się w ramkach pod górną beleczką albo na dnie ula, nawet wprost na talerzyku. Można też zrobić rodzaj tratewek, aby pszczoły nie potonęły. Płyn posypuje się krótką sieczką, najlepiej z kolanek słomy. Sytę podaje się co drugi lub co trzeci dzień, ale nie zostawia się jej dłużej, gdyż może skisnąć. A sfermentowana, pachnąca drożdżami, jest bardzo szkodliwa dla pszczół. Podsycanie pszczół jest kłopotliwą koniecznością. Zawsze lepiej, gdy mogą sobie same z kwiatów znaleźć wziątek.


 

sobota, 4 lutego 2023

Dokarmianie pyłkiem

Niektórzy pszczelarze wiedząc, że wiosną ich pszczoły będą cierpiały na brak pyłku i mogą zginąć, aby zdobyć go za wszelką cenę, sami „zbierają” pyłek. Zrywają np. sporo bazi leszczyny, olchy itp. W domu je podsuszają, a potem wytrząsają pyłek i przesiewają przez sito. Gdy trzeba pyłek przechować przez dłuższy czas, miesza się go z taką samą ilością miodu, uciera na jednolitą masę i ubija w słoikach, polewając po wierzchu znów warstewką miodu. Przed podkarmianiem na 1 kg tej mieszaniny dodaje się 0,5 1 wody, rozpuszcza i rozsmarowuje tę papkę na pustym plastrze, który umieszcza się w sąsiedztwie czerwiu. Do jednorazowego podkarmienia potrzeba 300 g tej mieszaniny. Pszczelarze uzyskują też pyłek, wydobywając go na jesieni z plastrów przeznaczonych na przetopienie. Gdyby pierzga w plastrach pozostała poza ulem, to zawsze w zimie spleśnieje i będzie do wyrzucenia. Podcina się więc ostrym nożem komórki z pierzgą, która spada na podłożony papier. Potem też ją mieszamy z miodem, jak pyłek, i przechowujemy do wiosny.