środa, 29 czerwca 2022

Kit kitowi nie równy

Kit, o którym dotąd była mowa, służy głównie do kitowania i uszczelniania ula. Zwie się go kitem żywicznym lub rzekomym, w odróżnieniu od kitu pochodzenia pyłkowego, nazywanego prawdziwym. Ten prawdziwy powstaje w wyniku przetworzenia otoczek pyłku kwiatowego w przewodzie pokarmowym pszczół. W pasiekach stepowych, gdzie brak drzew i krzewów, a są wyłącznie kwitnące trawy, zioła i chwasty, kit może powstawać tylko w ten sposób. W warunkach, gdzie brzóz, topoli, świerków, jodeł, sosen, kasztanowców itp., jest pod dostatkiem, pszczoły wytwarzają kit rzekomy, a prawdziwy tylko wtedy, gdy natrafią na pyłek. Wprawdzie w każdym kicie jest pewien procent pyłku kwiatowego, ale przede wszystkim znajduje się w nim mniej lub więcej otoczek z tychże pyłków. Niektórzy uważają, że pyłek, a także kit bogaty w te otoczki, ma specjalne, zdrowotne właściwości. Kity bywają bardzo różne, przede wszystkim pod względem właściwości leczniczych. Jeden kit może mieć bardzo skuteczne własności lecznicze, a inny może być tych cech częściowo lub zupełnie pozbawiony. I jest to także kit „uczciwy”. Zdarzało się bowiem, że jako propolis lekarstwo sprzedawano po prostu zmiotki z ula. A ogromne reklamy głosiły, że „kit leczy wszystko”. Pamiętajmy więc, że nie każdy kit. A ponadto ten dobry, aktywny leczy wiele chorób, ale nie „wszystko” . Po kolorze też nie można poznać kitu pszczelego, bo bywa bardzo różny: od wszystkich odcieni brązu do koloru „butelkowego”. Zmuszanie pszczół do produkowania kitu nie daje najlepszych rezultatów. Potrafią wtedy sięgać i po smołę z papy na dachu, i po farbę podkładową. Wprawdzie zbierają go zbieraczki najstarsze, najbardziej „doświadczone”, ale... może dlatego nie lubią być zmuszane do nadprogramowej pracy. Do tej pory zresztą, choć już od ponad 10 lat bada się tę sprawę, nie bardzo wiadomo, dlaczego pszczoły z tej samej pasieki dają różne kity. Przypuszcza się, że zależy to od klimatu, a raczej nawet mikroklimatu danej okolicy, od wilgotności, ciśnienia barycznego, nasłonecznienia, zmian w składzie roślin, również zależnych od gleby, nawożenia itp. Toteż badacze, stwierdzają nieomal kategorycznie, że kit używany w lecznictwie powinien być najpierw każdorazowo poddawany badaniom aktywności antybakteryjnej. I to nie tylko wtedy, gdy ma stanowić surowiec do produkcji leków dla medycyny, weterynarii i stomatologii, ale także, a może przede wszystkim „w badaniach podstawowych, w których ten problem może mieć daleko idące skutki. Takie badania wydają się szczególnie konieczne na obecnym etapie, w którym nie sporządzono dotychczas antybakteryjnego preparatu propolisu o stałych, ustandaryzowanych chemicznych parametrach...” Dodajmy parę uwag praktycznych. Otóż, jeszcze kilka lat temu można było u pszczelarzy, gdzieś na strychach czy w komórkach znaleźć ugniecioną kulę z kitu pszczelego porzuconą i uważaną za „nic nie wartą”. Odkąd wybuchła „bomba z propolisem” cena kitu zaczęła skakać do niebotycznych wysokości. Jeśli ludzie płacą duże sumy za lek czy kosmetyk propolisowy, to chcieliby wiedzieć, jaka jest jego wartość. Nieoficjalnie producenci, nawet z tytułami magistrów farmacji, mogą wprost nie mieć możliwości zbadania aktywności kitu. Biorą go z pewnych źródeł, nie oszukany, przyrządzają uczciwie kremy, maści i roztwory alkoholowe, ale cóż z tego jeśli kit nie był aktywny. Różni badacze, w różnych ośrodkach naukowych już dawno doszli do wniosku, że ok. 60% kitów jest „do kitu”, czyli nie wykazuje aktywności albo zbyt małą. Jakże więc łatwo nabrać kupujących! Tym bardziej, że skład chemiczny nie odzwierciedla aktywności biologicznej propolisu. Ocena tej aktywności wymaga skomplikowanych badań laboratoryjnych.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz